Autorka: dr Milena Drzewiecka, ekspertka Instytutu Zamenhofa
Kobiety mają głos. I tu kropka. Pytanie, czy kobiety ten głos w mediach dostają i czy go zabierają? Pierwszy wątek dotyczy polityki mediów, ale nie tylko. Także polityki organizacji, które wskazują redakcjom swoich przedstawicieli gotowych do rozmowy. W kontekście opublikowanego przez Instytut Zamenhofa raportu, mam tu na myśli przede wszystkim partie polityczne. Drugi wątek dotyczy samych kobiet- ich gotowości i otwartości na rozmowę. Ale też nie tylko ich samych, bo środowisko w jakim pracują i działają może ten głos albo stymulować, albo wyciszać.
Co 4. kobieta w Unii Europejskiej podaje opiekę nad dziećmi lub starszymi jako powód swojej nieobecności na rynku pracy. Wśród mężczyzn ten odsetek wynosi 3 procent. W Polsce (jak wynika np. z raportu Deloitte i Coca Coli o aktywności Polek) te różnice są jeszcze większe. Czy to także powód nieobecności kobiet w weekendowych czy wieczornych programach publicystycznych? Nie ma takich statystyk, zresztą żaden z ekspertów (niezależnie od płci) nie ma obowiązku tłumaczyć mediom, dlaczego nie może wziąć udziału w programie. Można natomiast porównać liczbę gości obu płci na antenie, czy pytać dziennikarzy o doświadczenie w zapraszaniu kobiet, co właśnie zrobił Instytut Zamenhofa. Wyniki analizy pokazują, że -chcąc zadbać o równowagę płci- już nie tyle można co trzeba zastanowić się nad dobrymi praktykami. Dobrymi, nie znaczy łatwymi.
W Google, który prowadził projekt auto-nominacji na wyższe stanowiska inżynierskie okazało się, że mężczyźni nominują samych siebie zdecydowanie szybciej i chętniej niż kobiety. Czy mężczyźni w partiach też szybciej i chętniej mówią swoim biurom prasowym: „ok, w weekend jestem w pełni dostępny dla mediów”? To można by było zbadać, gdyby biura prasowe podzieliły się swoją polityką. Jeden z wewnętrznych raportów Hewlett Packard pokazał, że w firmowej rekrutacji kobiety aplikują na stanowiska tylko wtedy, gdy myślą że spełniają 100% wymagań, mężczyznom wystarczy przekonanie, że spełniają te wymagania w 60%. Czy podobnie jest przy rozważaniu zapytań od mediów? Czy kobiety zadają sobie pytanie: czy jestem wystarczająco dobra? Obserwacja podpowiada, że tak, ale nie mam na to liczb w kontekście obecności na antenie. Mamy za to wiele wyników badań, które podkreślają różnice w ocenie kobiet i mężczyzn. Oto niektóre ważne w aspekcie prezentacji kobiet-ekspertek na antenie.
O kobietach najczęściej mówi się przez pryzmat tego, jakie są, o mężczyznach-przez pryzmat tego, co robią. I tak garderoba i uroda kobiet w mediach bywa częściej komentowana niż garderoba i uroda mężczyzn. Kobiety, które zdradzają ambicje przywódcze są zagrożone tzw. paragrafem 22: po pierwsze stereotypowo nie pasują w oczach większości do tej roli, a gdy zdradzają cechy stereotypowo męskie, czyli są np. zdecydowane, odważne i skuteczne to są za to społecznie karane … mniejszą sympatią. Kobiety dostają niższe wynagrodzenie, ale i negocjują dla siebie niższe stawki niż mężczyźni. Co innego, gdy negocjują dla innych, np. dla zespołu- wtedy są gotowe zawalczyć o więcej. Używając słowa „my”, „wspólne dobro”, „troska o innych” są w stanie uzyskać więcej niż gdy mówią twarde „ja”. To „ja” wypowiedziane przez mężczyzn innym doskwiera jakby mniej. I choć stereotypowo kobiety uchodzą za gadatliwe to publicznie mężczyźni częściej zabierają głos, także częściej przerywają innym w swoich wypowiedziach. Opublikowana w 2017 roku analiza wystąpień w Sądzie Najwyższym USA z 15 lat wskazała, że mężczyźni nie tylko częściej przerywają innym, ale też częściej wchodzą w słowo kobietom niż przedstawicielom własnej płci. Tę prawidłowość zaobserwowano tak u adwokatów, jak i u sędziów. W polskich mediach widz przywykł do tego, że rozmówcy sobie przerywają, ale przywyknąć nie znaczy zaakceptować. Moderator/ka ma tu rolę do odegrania.
Media walczą o cytowanie i o nazwiska. Nazwiska gości służą zresztą cytowaniu. A nazwisko staje się tym ważniejsze im ważniejsza funkcja towarzyszy mu na wizytówce. Wystarczy spojrzeć, jak szybko wraz z utratą stanowiska ministra, szefa partii czy szefa klubu dani politycy tracą swoje minuty w mediach. Słowo politycy jest tu kluczowe, bo w Polsce funkcje te najczęściej pełnią mężczyźni. Ale z równowagą płci na antenie mają też problem inne kraje. Np. analiza Niemi i Pitkanen z 2016 roku wykazała, że w Finlandii określanej jako female-friendly, mniej niż 30% głosów komentujących w newsach to kobiety. Mniej więcej tyle przestrzeni w kanadyjskich mediach dostały z kolei w 2020 roku ekspertki z dziedziny medycyny. Po mężczyzn-komentatorów częściej sięgają też amerykańskie media.
Obecność kobiet w mediach nie jest problemem tylko kobiet, czy tylko mediów. To problem społeczny. W Polsce -jak widać z raportu Instytutu Zamenhofa- płeć prowadzącego program nie przesądza o doborze gości. Błędem byłoby sądzenie, że tylko i wyłącznie mężczyźni (wydawcy, reporterzy, szefowie partii czy biur prasowych) hamują obecność kobiet w mediach. Termin królowej ula ma w psychologii już kilkadziesiąt lat i opisuje zjawisko, które polega na tym, że kobiety (szczególnie w zmaskulinizowanych zawodach) jeśli dochodzą na szczyt to traktują inne kobiety „z góry”, nie wspierają ich a nawet hamują awans. Organizacje medialne i polityczne też nie są wolne od takich „królowych uli”. Wspomniana w raporcie Instytutu Zamenhofa praktyka BBC 50:50 wyszła od pomysłu dziennikarza-mężczyzny. Głosy polskich dziennikarzy przytaczane w raporcie pokazują, że wielu z nich zaprasza i chętnie zapraszałoby kobiety, ale często … napotyka na „mur’.
15 lat doświadczenia pracy w mediach jakie mam to wystarczająco dużo, by dobrze wiedzieć, że w newsach najbardziej ograniczonym zasobem jest czas. I często (jeśli nie najczęściej) -właśnie ze względu na ten ograniczony czas- o udzielenie komentarza proszeni są eksperci (niezależnie od płci), których numery dziennikarze, wydawcy czy producenci mają w telefonach. Najbardziej pożądani rozmówcy to ci, którzy na zapytanie reagują szybkim: wywiad, czy setka, o której? 10 lat doświadczenia dydaktyczno-naukowego i występowanie w roli eksperta to jednak też wystarczająco dużo, by rozumieć obawy wielu uznanych akademików, którzy zagłębieni w publikacjach na kilkanaście tysięcy znaków, w mediach dostają 15 sekund na wyjaśnienie zjawiska.
Władza i media nie mają płci, natomiast nadal jest różnica w reprezentacji płci u władzy (tak politycznej, jak i biznesowej) oraz w mediach. Caroline Criado Perez w swojej książce „Niewidzialne kobiety” pisze tak: „gdy odmawiasz połowie ludności współudziału w rządzeniu, tworzysz lukę informacyjną na samym szczycie”. Sparafrazuję jej słowa: gdy odmawiasz połowie ludności współobecności w mediach, tworzysz lukę percepcyjną. A jak dobrze wiemy z badań nad percepcja i poznaniem, What you see is all there is (tzw. WYSIATI)- to co widzisz to wszystko, co istnieje.
Niepokazywanie kobiet sugeruje jakby tych kobiet nie było. Nieudzielanie im głosu sugeruje jakby tego głosu nie miały. I sugeruje to nie tylko aktualnym aktorom i obserwatorom życia publicznego, ale –co szczególnie ważne z perspektywy modelowania zachowań- podpowiada te praktyki kolejnym pokoleniom tak dziennikarzy, jak i odbiorców mediów.
Brytyjski raport „Płeć i władza” z 2008 roku stwierdzał, że jeśli wzrost udziału kobiet w polityce brytyjskiej utrzyma dotychczasowe tempo to równość płci zostanie osiągnięta za dwieście lat, czyli tyle ile ślimak potrzebowałby, by przejść Wielki Mur. Od kobiet i mężczyzn w polskich mediach w dużej mierze zależy to, czy dojście do równej reprezentacji obu płci na antenie będzie się odbywać w równie ślimaczym tempie.
Milena Drzewiecka – dr nauk społecznych w dziedzinie psychologii, psycholog społeczny i marketingu politycznego oraz dziennikarka. Producentka mediów zagranicznych. W przeszłości wieloletnia reporterka polityczna telewizyjnych newsów. Stypendystka Robert Bosch Stiftung. Od 10 lat wykładowca akademicki na Uniwersytecie SWPS. Autorka publikacji naukowych oraz ekspertyz i seminariów dla liderów. W 2019 roku uruchomiła autorskie studia podyplomowe Professional Image. Psychologia wizerunku w biznesie i życiu publicznym.