Media publiczne rozsądnie upolitycznione
Ostatnie lata były najbardziej spektakularnym przykładem wykorzystywania zarówno TVP jak i polskiego radia do partyjnego przekazu, ale problem nie zaczął się od momentu przejęcia mediów przez obóz Zjednoczonej Prawicy. Dlatego popularna rekomendacja w postaci zupełnego odpartyjnienia mediów publicznych, a zatem wyjęcia ich spod politycznej kontroli, wydaje się być bardzo mało realna. Wymaga ona rezygnacji z pokusy tak dużego samoograniczenia polityków przejmujących władzę, że jawi się to jako wizja bardzo naiwna. Dlatego zamiast utopijnej koncepcji całkowitego oderwania mediów publicznych od polityków, lepiej zastanowić się nad tym, jak tę kontrolę polityczną nad medialnymi spółkami skarbu państwa ucywilizować, aby żadna z partii nie mogła więcej ich zawłaszczyć. Autor: Paweł Musiałek W zasadzie na przestrzeni całej III RP media publiczne, w mniej lub bardziej widoczny sposób, sprzyjały rządzącej w danym momencie partii. Warto przypomnieć, że w okresie kontroli nad mediami publicznymi przez SLD i prezesury Roberta Kwiatkowskiego skala ataków na rząd Jerzego Buzka była uzasadniona jedynie na gruncie interesu lewicy. Okres rządów koalicji PO-PSL był z kolei okresem, w którym przekaz był umiejętnie dawkowany i nie przekraczał granicy akceptacji. Można nawet postawić przewrotną tezę, że wówczas skuteczność wykorzystania mediów publicznych dla celów partyjnych była dość wysoka, ponieważ tworzyły one pozory pluralizmu pozwalające zachować choćby minimalną wiarygodność wśród odbiorców nie należących do wyborców PO-PSL. Za to w okresie rządów Zjednoczonej Prawicy nachalność i siermiężność przekazu była już tak duża, że stała się niestrawna dla wyborców nie należących do „twardego” elektoratu PiS. Przekaz trafiał więc wyłącznie do już przekonanych, a nieprzekonanych zrażał na tyle mocno, że TVP stała się symbolem zawłaszczenia państwa przez PiS. Niektórzy wręcz stawiają tezę, że głównym problemem TVP było to, że politycy PiS sami zaczęli wierzyć w przekaz, który był tam produkowany, co odrealniało ich perspektywę. W efekcie wcale nie jest oczywiste, że ta polityka komunikacyjna realizowana przez media publiczne przyniosła wyborcze efekty. Niezależnie od rozstrzygnięcia tej kwestii jest oczywiste, że dotychczasowe praktyki nie powinny być akceptowane, ponieważ wypaczają rolę jaką powinny odgrywać media publiczne w debacie publicznej. Każda debata na temat sposobu naprawy mediów publicznych przywołuje hasła odpartyjnienia ich, a także podniesienia standardów debaty publicznej. Media publiczny w oczach wielu powinny wyróżniać się nie tylko obiektywności i bezstronnością polityczną, ale także stanowić wzór standardów dla telewizji komercyjnych. Często w rekonstrukcji modelu idealnego powołuje się na wzór brytyjskie BBC. Choć popularna jest rekomendacja w postaci zupełnego odpartyjnienia mediów publicznych, a zatem wyjęcia ich spod politycznej kontroli, to należy uznać taki postulat przede wszystkim za bardzo mało realny. Wymaga ona rezygnacji z pokusy tak dużego samoograniczenia polityków przejmujących władzę, że jawi się to jako wizja bardzo naiwna. Ale nie tylko powód stricte polityczny uniemożliwia budowy „polskiego BBC”. Tendencja do budowy mediów „tożsamościowych” wydaje się silnym trendem światowym, wynikającym z głębszych zmian cywilizacyjnych. Postulat tworzenia apolitycznych i w pełni obiektywnych mediów publicznych musi jawić się w tym kontekście jako skrajnie trudny. Wreszcie jest jeszcze jeden argument przemawiający nad tym, aby mediów nie separować od władzy w sposób sterylny. Doświadczenie funkcjonowania publicznych instytucji, które cieszyły się bardzo dużą autonomią, nie jest budujące, ponieważ bardzo często prowadziło do wielu patologii. „Korporacyjny” system polegający na tym, że dany obszar państwa cieszy się autonomią od politycznego nadzoru i dane środowisko branżowe samodzielnie zarządza sobą powoduje, że staje się sędzią we własnej sprawie i nie ma bodźców do potrzebnych zmian. Tak jak patologią jest przesadna ingerencja polityków nad obszarami wymagającymi, tak nieoptymalne jest wylewanie dziecka z kąpielą i pozbawiania ważnego segmentu polityki państwa demokratycznego nadzoru, który odbywa się poprzez polityków posiadających legitymizację. Cywilizowane upolitycznienie nadzoru: Rady Mediów Narodowych i KRRiT Alternatywnym wobec powyższego rozwiązaniem może być nie rezygnowanie, ale „ucywilizowanie” politycznej kontroli nad mediami publicznymi. Pod tym pojęciem należy rozumieć zmianę polegającą na zreformowaniu nadzoru w taki sposób, aby przekaz mediów publicznych nie był podyktowany jedynie interesami partii rządzącej, ale uwzględniał również potrzeby innych partii. Zmiana jaka jest potrzebna powinna polegać na wymuszeniu pluralizmu politycznego w mediach, aby wyborcy o różnych wrażliwościach ideowych mogli zarówno odnaleźć programy odpowiadające ich poglądom czy wartościom, ale także spotkać się z innymi opiniami, na które trudno natrafić w mediach społecznościowych funkcjonujących w oparciu o bańki informacyjne. W ten sposób media publiczne byłyby miejscem dla osób o różnych poglądach politycznych, co zwiększałoby ich wiarygodność. Od razu należy zaznaczyć, że niekoniecznie chodzi o podzielenie np. kanałów publicznych między poszczególne partie, jak miało to miejsce w różnych państwach w Europie. Aby ograniczyć patologię przejmowania pełnej kontroli nad mediami publicznymi przez koalicję rządową, należy wprowadzić „bezpiecznik” do systemu i podnieść próg podejmowania decyzji dotyczących mediów publicznych tak, by wymagała ona zgody nie tylko koalicji rządowej, ale także opozycji. Jak to zrobić? Jedną z propozycji jest zwiększenie liczby członków Rady Mediów Narodowych tak, aby każda partia posiadająca klub parlamentarny w Sejmie miała w niej swoją reprezentację proporcjonalną do liczby zdobytych mandatów w Sejmie. Obecnie skład RMN zakłada wybór 3 członków przez Sejm i 2 członków przez Prezydenta RP wskazanych przez opozycję. Poza zwiększeniem liczby członków RMN należy jednocześnie zwiększyć wymagany próg podejmowania decyzji w RMN do ⅔ składu, tak by do wyboru zarządów mediów konieczna było zgoda również części partii opozycyjnych. Bez podniesienia progu wpływ opozycyjnych partii będzie iluzoryczny. Dziś Rada Mediów Narodowych, która odpowiada m.in. za powoływanie zarządów mediów publicznych, jest zdominowana przez członków z nadania partii rządzącej, która w pełni kontroluje podejmowane przez RMN decyzje. Wymóg 2/3 wymóg zwiększyłby legitymizację decyzji, wymusił w Radzie współpracę i powstrzymywał najbardziej patologiczne wybory personalne. Choć rozwiązanie to może zdawać się rewolucyjne, to należy zwrócić uwagę, że wprowadzenie większości kwalifikowanej w proces decyzyjny RMN jest przeniesieniem na media publiczne mechanizmu, który jest zawarty w polskiej konstytucji i który odnosi się do podejmowania decyzji w ważnych sprawach, a za takie z pewnością należy uznać kształt mediów publicznych mających istotne znaczenie dla jakości demokracji. Sam mechanizm wyboru członków danego ciała na podstawie wielkości klubu parlamentarnego również jest powszechną praktyką stosowaną w polskim parlamentaryzmie. Mechanizm podejmowania decyzji większością ⅔ głosów pozwalałby rządzącej partii mieć większy wpływ na media publiczne od partii opozycyjnych, co byłoby sprawiedliwe, a zarazem zachęcające do zainicjowania przez rządzącą koalicję takiego procesu. Jednocześnie z kolei uniemożliwiałby podejmowanie samodzielnych decyzji skutkujących całkowitym
Media publiczne rozsądnie upolitycznione Read More »